Niestety czas wracac do Meksyku. Ile czasu mi to zajmie bylo dlamnie zagadka ze wzgledu na nieznajomosc autobusowych polaczen. Poczatek nie napawal optymizmemem. Cickem bus ledwo ujechal 10 minut I sie zepsul. Wariacka przesiadka na trasie to kolejne obawy o bagaz, ktory zostal przerzucony z dachu na dach. W koncu docieram do do pierwszego punktu mojej trasy. Tym razem szczescie mni dopisuje. Ledwo wysiadam a juz jestem w autobusie jadacym pod sama granice. Ostatni odcinek w Gwatemali pokonuje w strugach deszczu upchany po raz kolejny w mini busiku do ktorego wrzuca mnie kierowca poprzedniego autobusu. Wszystko tak szybko sie dzieje ze nie zdazylem podziekowac.
Na granice decyduje sie dostac pierwszy raz w tej podrozy rikrza. Caly proceder konczy sie oczywiscie awantura o pieniadze na oczach meksykanskich celnikow. Granice przekraczam dosc sprawnie i jestem w Meksyku. Kolejny odcinek to znow busik tym razem do Tepuchali. Jestem wykonczony I poobijany. Zastanawiam sie nad noclegiem. Mimo to udaje sie na dworzec sprawdzic czy przypadkiem nie ma jakiegos busa do Puerto Eskondido, nadmorskiej miejscowosci, gdzie postanawiam sie udac I troche odpoczac. Okazuje sie ze autobus jest. 3 godziny oczekiwania I kolejne 13 godzin jazdy. Przeprawa z Antigui do Puerto zajmuje mi 25 godzin. W autobusie spotykam rodakow ze Slaska. On z Katowic. Ona z MYslowic.
Puerto Escondido to dodatkowy punkcik na mojej trasie. Zagladam na tutejsze plaze. Temperatura 25 stopni, slonce parzy, woda cieplutka a w niej probujacy swoich sil serferzy. Troche pstrykam zdjec miejscowym rybakom i generalnie sie relaksuje po trudach podrozy.