San Cristobal to prawdziwa perelka z kolonialna zabudowaw postaci niskich budynkow pomalowanych w przerozne kolory. Do tego waskie uliczki ktorymi jedynym dozwolonym ruchem jest jednokierunkowy. Misto otaczaja gory. Zreszta znajduje sie ono sporo na d poziomem morza przez co temperatura jest w sam raz dla mnie. Na miejscu ciagle kreci sie jakis film przez co rusz jest zablokowana jakas czesc miasta
Pierwszymi osobami ktore spotykam w San Cristobal sa dwie Polki dla ktorych ja jestem pierwszym rodakiem na ich trasie.
Pomalu dociera do mnie ze jestem na innym kontynencie. W kraju gdzie czas plynie inaczej.
Az dziw bierze ze jeszcze mnie nie dopadlo zatrucie :) , nie ma co zapeszac hehe. A co juz sprobowalem? Oczywiscie miejscowe piwo Corona - perfecto :). Tak zachwalane w przewodnikach mole czyli kurczak w sosie bedacej mieszanka czekolady z chily to raczej nie moje gusta, zas burito z kurczaka okazalo sie strzalem w dziesiatke. Koniki polne ? czemu nie ? calkiem, calkiem. Dobre do piwa jak slonecznik :).
Z San Cristobal wybieram sie na wycieczke do polozonego nieopodal Canion del Sumidero. Miejsce robi super wrazenie. Plynac dosyc szybka lodzia po rzece drazocej owy kanion moze sie zawrocic w glowie patrzac do gory na skalu wysokosci 1000m nad poziomem wody. Wyruszajac nie spodziewalem sie jakichs dodatkowych atrakcji poza widoczkami, tymczasem tutejsza flora nadzwyczaj nadzwyczaj smiala przerosla moje oczekiwania. Kormorany, czaple, kondory a na deser poszly aligatory. Niesamowite widziec te zwierzeta nie za kratkami klatek w zoo.