Samolot ktorym lece do Meksyku, to dosc pokaznych rozmiarow maszyna, totez zanim wsiadlem na poklad zastanawiala mne kwestia jak tego typu kolos moze sie uniesc w powietrze :). Na cale szczescie sie uniosl.
Zanim to nastapilo za sprawa wluczonej przeze mnie pokaznej ilosci fimow do aparatu jestem podejrzany o probe wniesienia do samolotu materialow wybuchowych, czego skutkiem jest dodatkowa osobista kontrola.
11-to godzinny lot poza paroma turbulencjami przebiega spokojnie i bez dodatkowych emocji. Tak wiec troche zmeczony ale szczesliwy melduje sie w Mexico City. Ladowanie w stolicy Meksyku to przezycie samo w sobie, gdyz lotnsko znajduje sie w samym centrum miasta przez co ma sie wrazenie iz samolot zaraz na nie spadnie. Inna sprawa ze Mexico City ogladane z lotu ptaka uzmyslawia jak ogromne to miasto. Uprzedajac fakty wrazenie to jeszcze bardziej poteguje doslownie morze swiatwel zapalajacych sie po zmroku na okolicznych wzgorzach okalajacych miasto.
Mimo wspomnianego zmeczenia decyduje sie od razu kontynuowac podroz i tym sposobem dzieki pomocy Claudii szybko zmieniam lotnisko na dworzec autobusowy i laduje sie do autobusu jadacego do San Cristobal de Las Casas.