W Warszawie melduję się o pierwszej w nocy, a pierwszy pociąg w kierunku Katowic jest o 5:50. Pięć godzin czekania na stołecznym dworcu gdzie nie ma poczekalni z prawdziwego zdarzenia daje mi nieźle w kość a wystarczy wspomnieć że od samego Pekinu cały czas jestem w drodze. Jakoś wytrzymuję ten zafundowany mi przez PKP dodatkowy postój chociaż było ciężko. Nad ranem bardziej wlekę się niż idę do pociągu na Częstochowę. Tutaj znowu jakieś opóźnienia i zaczynam się zastanawiać gdzie ja jestem, a może to ciągle Azja? Całe szczęście, że na pociąg do Katowic musiałbym w Częstochowie czekać godzinę przez co zdążam.