No i nadszedł ostatni dzień podróży koleją transsyberyjską. Mogę napisać że poprzedniej nocy wróciłem do Europy po tym jak pociąg przejechał przez Ural. Całe szczęście wczoraj przestawiłem zegarek z czasu pekińskiego na moskiewski toteż trzy i pół godziny o które tym samym wydłużyła się podróż przespałem. Dzień jak co dzień bo przyjazd do Moskwy był zaplanowany dopiero na 17:55, ale można było wyczuć od rana panujące jakieś ożywienie wśród tych co jechali od samego początku. Humoru nie zepsuł mi nawet fakt, że wczorajszego dnia zniknął mi kiełbasa z „pociągowej lodówki”. Czas się zaczął jednak wlec niemiłosiernie. Prowadnica po raz ostatni podkurzała cały pociąg. Dla zabicia nudy to próbowałem usnąć to znowu patrzyłem przez okna. Wreszcie pozbierano pościel a po chwili otrzymałem bilet i za godzinę pociąg dojechał do celu. Podróż ta trwała 148 godzin a pociąg paradoksalnie stał się miejscem gdzie zatrzymałem się najdłużej od pięciu miesięcy.
Jestem na dworcu Moskwa Jarosławskaja tym czasem pociągi do Brześcia odchodzą z dworca Białoruskiego. Białoruskiego celu dostania się tam jadę metrem. Metro moskiewskie to coś niesamowitego. Tylu ludzi przemieszczających się tym środkiem transportu nie widziałem nigdzie. Aby zjechać lub wyjechać z podziemi trzeba było czekać w kolejce do ruchomych schodów. Same stacje były zaś tak bogato wykończone że szok. Zrobiło to na mnie naprawdę wielkie wrażenie pomimo tego że żwawo pędzące pociągi nie były najświeższej daty. Tak więc jestem na dworcu Białoruskim, gdzie chcę wykupić bilet do Brześcia. Ciężko mi się coś tutaj zorientować w całej sytuacji. W końcu staję w kolejce w której gdy przychodzi na mnie kolej znajduje się młody Rosjanin, który mówi po angielsku i służy mi pomocą. Okazuje się niestety, że na dziś nie ma już biletów plackartnych a tylko dwa razy droższe kupe. Nie wiem co robić. Ostatecznie staje na tym, że wstępnie rezerwuję bilet i idę sprawdzić cenę noclegu w przydworcowym hotelu myśląc iż skoro znajduje się tutaj to jest przeznaczony dla zwykłych podróżnych toteż nie powinien być taki drogi i w zasadzie to nawet taki drogi chyba nie był tyle że na moskiewskie warunki. Mnie cena powala z nóg i po przekalkulowaniu wychodzi, że lepiej jechać na droższym bilecie niż tutaj nocować. Szybka wymiana pieniędzy pieniędzy kantorze i walę do kasy gdzie jestem zmuszony stoczyć słowną przepychankę z oburzonymi ludźmi ze względu na to że podeszłem bez kolejki. Trochę wściekły z powodu całego zamieszania oraz ceny biletu postanawiam ochłonąć. Wychodzę więc z dworca i w okolicznej budce kupuję miejscowe piwo, które postanawiam spożyć na schodach nieopodal położonej apteki. To co mnie właśnie najbardziej uderzyło po oczach w Moskwie to ilość ludzi bez względu na płeć przechadzających się z butelkami piwa, toteż moje zachowanie nie odstawało w ogóle od przyjętych tutaj norm. Niedługo było mi dane nacieszyć się tą chwilą bo po jakichś pięciu minutach dosiada się do mnie, oczywiście również z piwem jakiś student filologii rosyjskiej. Zaczęliśmy gawędzić na różne tematy. Rozmowa schodzi również na problem uczenia się języków obcych. Koleś twierdzi że w dwa miesiące nauczyłby mnie rosyjskiego na co ja mu odpowiadam, że gdybym miał się uczyć jakiegoś języka to wybrałbym hiszpański. W tym momencie z ust mojego rozmówcy pada argument nie do zbicia, który brzmi następująco: „podumaj ty, Rassija balszaja”. Gość wymówił te słowa z takim akcentem że o mało się nie roześmiałem, ale nie wypadało. W tej samej chwili przed moim oczami przemknęły obrazki nie tak dawno jeszcze oglądane na dalekiej Syberii i postanowiłem zakończyć temat bo dyskusja nie miała większego sensu. Wypijamy jeszcze po jednym piwie a student proponuje mi bym oddał w kasie bilet i pojechał dnia następnego a dzisiaj z nim zabalował :). Całe szczęście zachowuję przytomność umysłu i stwierdzam że na mnie już czas, choć gdyby gość pojawił się zanim jeszcze kupiłem bilet to kto wie czy mój pobyt w Moskwie by się nie przedłużył. Trochę zataczając się student odprowadza mnie na dworzec fundując przy okazji hamburgery a dla siebie biorąc kolejny browar, przy czym jest zmuszony kupić dwa bo pierwszego stłukł zaraz po otwarciu. Jednym słowem niezły gagatek z niego był i całkiem nieźle umilił mój krótki pobyt w stolicy Rosji. Po przybyciu na dworzec spostrzegam podstawiony już mój pociąg więc się do niego pakuję, ścielę łóżko i parę minut po odjeździe zasypiam.