No to jestem w Zabajkalsku, tutaj będą się ważyć moje dalsze losy. Do wagonu wchodzi celniczka, co uznaję za pierwszy dobry znak. Zawsze lepiej coś tłumaczyć kobiecie niż nerwowemu facetowi. Wreszcie celniczka podeszła i do mnie, wzięła formularz imigracyjny wcześniej przeze mnie wypisany oraz paszport, który dwa razy przekartkowała jakby w poszukiwaniu czegoś po czym znikła. Zrobiło mi się jakby lekko na sercu. Tym czasem celniczka po pół godziny pojawiła się ponownie z moim paszportem i pytaniem „gdie wiza?”. No to fajnie. Szybko otrząsam się jednak z lekkiego szoku, którego doznałem na widok tejże w zasadzie miłej pani z moim paszportem. Zaczynam wdrażać mój plan stopniowego wydawania informacji i tylko wtedy gdy o nie pytają :). Nie miało bowiem sensu pozbywanie się wszystkich atutów na raz. Plan był więc taki żeby najpierw oddać paszport bez żadnego tłumaczenia się a nóż przybiją pieczątkę bez gadki. Gdyby celnicy zaczęli pytać o wizę to miałem stwierdzić, że jadę tranzytowo co polskiemu obywatelowi wolno, a gdyby zaczęli się czepiać o bilet poza granicę Rosji miałem pomachać rezerwacją. Ostatnim punktem planu była łapówka. Tak więc pierwszy etap miałem za sobą, a teraz wypadało wyjaśnić, że nie mam zamiaru zatrzymywać się nigdzie i 10 dni wystarczy mi aby dostać się poza granice Rosji, co czynię pokazując na wniosku imigracyjnym zakreślona pozycję „tranzyt”. Celniczka mądrze kiwa głową, chce zadać jeszcze jakieś pytanie ale niestety, niestety może stety nie jesteśmy w stanie się dogadać, a więc ponownie znika z moimi dokumentami. Nie powiem, ale stres w tym momencie podniósł się do poziomu wyraźnie odczuwalnego, a gdy po następnych 30 minutach urzędniczka pojawiła się po raz kolejny byłem już gotowy na wszystko. Całe szczęście sytuacja rozwijała się zgodnie z moim planem i tym razem padło pytanie o bilet na co byłem przygotowany. Wyciągam więc bezcenny kawałek papieru tłumacząc że z Moskwy będę leciał do Kijowa na Ukrainę. Celniczka wyraźnie zaczęła się doszukiwać gdzie to niby pisze więc służąc pomocą wskazuję na międzynarodowe skróty nazw lotnisk. Przy okazji wskazuję pieczęć uwiarygodniającą cały papier. Kobieta znika a ja jestem świadom, że następny punkt programu to łapówka i nie musi już być tak miło. Całe szczęście gdy celniczka pojawia się po raz kolejny w drzwiach mojego przedziału miała już w ręce nie tylko mój paszport ale wszystkich pasażerów, pasażerów a w nich pieczątki wjazdowe. W tym momencie kamień spadł mi z serca, a może było to nawet cos większego. No to jestem w Rosji a mając w głowie jakże mądre zdanie „odwiedź Rosję zanim Rosja odwiedzi cię” jestem podwójnie szczęśliwy :).
Po załatwieniu wszystkich formalności pociąg zmienia peron po czym wszyscy go opuszczają. Teraz nastąpiła bodajże pięciogodzinna przerwa na zmianę rozstawu osi pociągu bo jak wiadomo w Rosji szyny są rozstawione szerzej. Korzystając z przerwy wyskakuję na miasto by zmienić pieniądze na ruble. Już na pierwszym rogu ulicy daje się odczuć gdzie się jest. Jakiś gość bacznie mnie obserwuje, ktoś inny handluje mięsem położonym na masce samochodu, a sklepowe półki uginają się od wódki. Jest tutaj inaczej niż dotychczas, rzekłbym nawet jakoś swojsko pomimo tego, że geograficznie znajduję się głęboko z Azji, w przygranicznym z Chinami miasteczku. Bank gdzie mógłbym zmienić pieniądze wprawdzie odnajduję ale jest akurat przerwa. Nie znając godziny odjazdu pociągu, zresztą na dobra sprawę nikt jej nie znał, nie chcę ryzykować i wracam na dworzec. Tam okazuje się, że też jest bank ale tak zakamuflowany, że ciężko go było odnaleźć. Gdy ostatecznie go odnajduję i chcę wymienić dolary jestem zmuszony spędzić przy okienku chyba z 20 minut. Powodem tego jest konieczność przepuszczenia podanych przeze mnie banknotów przez jakiś tester. Ten niestety jest produkcji chińskiej więc ma inną wtyczkę do gniazdka, a przejściówka którą nawet mieli tutaj na stanie coś nie działa pomimo usilnych starań personelu. W końcu jedna z pań się wkurzyła i uwaliła wtyczkę z testera, odizolowała druty po czym dowiązała jeden do jednego bolca a drugi do drugiego wtyczki z innego urządzenia :). Ja natomiast przyglądając się tym poczynaniom tylko się modliłem żeby ich nie pieprzna prąd, bo mogło być to jednoznaczne z odmową wymiany waluty. Całe szczęście nowy wynalazek zadziałał, dolary okazały się nie być podróbkami a ja dostałem ruble. Jeszcze jakaś godzinka tuptania po peronie i w końcu ruszamy w głąb Rosji.