Opis podrózy od Pekinu do granicy chińsko - rosyjskiej:
Punktualnie o 22:56 pociąg rusza z Pekinu. W wagonie jestem praktycznie sam bo poza mną i prowadnikiem innych podróżnych na razie nie ma. Pakuję się do mojego czteroosobowego przedziału na który składają się dwa łóżka na dole, dwa u góry oraz stoliczek. Wrzucam plecak do skrzyni pod łóżkiem przeznaczonej na to, ścielę łóżko pościelą otrzymana od prowadnika i idę spać. Na obejrzenie pociągu będę miał czasu jeszcze wystarczająco dużo. Bilet i paszport zabiera prowadnik przy czym paszport otrzymuje następnego dnia a bilet dopiero pod koniec podróży. Dobry to system bo tym samym prowadnik powiadamia pasażerów kiedy jest ich stacja, tak że nikt nie prześpi swojego celu podróży
Następnego dnia budzi mnie hałas pakujących się do mojego przedziału współpasażerów z którymi będę podróżował następne parę dni. Pociąg się stopniowo zapełnia a współlokatorzy to Chinka, Chińczyk oraz Rosjanka z dziesięcioletnią dziewczynką. Dziewczynka okazuje się bardzo żwawą osóbką która nonstop musiała coś gadać. Tak więc w przedziale cały czas cos się działo Jej ojcem był Chińczyk przez co umiała ona płynnie mówić po chińsku no i oczywiście po rosyjsku podobnie jak jej mama, która z czasem okazała się pomostem między mną a Chińczykami, którzy jechali do Rosji do pracy aczkolwiek języka rosyjskiego bądź jakiegokolwiek innego poza chińskim nie znali. Dzień upływa mi na podziwianiu widoków za oknem. Wyczaiłem całkiem fajny „punkt obserwacyjny” w przedsionku na szafce od śmietnika obok okna gdzie można było usiąść i delektować się przesuwającym się krajobrazem. A widoki były naprawdę z najwyższej półki. Można było tutaj poczuć ogrom otaczającej przestrzeni. Dzień kończy się cudownym zachodem słońca który sprawił, że miało się wrażenie jakby łąki pokryte pożółkłą trawą płonęły. Dziś po raz pierwszy od 5 miesięcy mam okazję zakosztować kiełbasy z prawdziwego zdarzenia którą zakupuję na peronie od jednej z przekupek. Godziny mijają a w głowie zaczyna świtać myśl o zbliżającej się rosyjskiej granicy. W pociągu podobnie jak było w chińskim jest cały czas na bieżąco gorąca woda i całe szczęście bo bez niej byłoby ciężko. Zawsze można zrobić sobie herbatę no i jakiś ciepły posiłek, który w moim wykonaniu przeważnie składał się z zupki chińskiej, kawałka kiełbasy i chleba. Przy czym w produkty te trzeba było na bieżąco zaopatrywać się na stacjach. Z czasem pomysłowi Chińczycy wykąbinowali że świetnie na lodówkę nadaję się pierwszy przedsionek wagonu z racji panującego tam zimna, toteż po pewnym czasie na wszelkich klamkach, haczykach i tym podobnych rekwizytach wisiały reklamówki z kiełbasami, rybami i kto wie czym jeszcze. Ja tam chłodziłem przeważnie piwo :). Trzeba jednak nadmienić iż pomieszczenie to pełniło jeszcze jedną funkcję a mianowicie palarni.
19 kwiecień, 4:00 rano – pobudka. Jesteśmy na granicy no i zaczyna się stresie. Jak to będzie? Nie chciałbym aby moja podróż skończyła się już tutaj. Na razie jesteśmy po stronie chińskiej w Manzhouli. Kontrola idzie dość sprawnie i bez żadnych kłopotów Po przybiciu wszystkim pasażerom pieczątek wyjazdowych można wyjść i zrobić ostatnie zakupy po stronie chińskiej. Postój trochę trwa, w międzyczasie zostały chyba doczepione jakieś wagony bo w pewnym momencie pociąg zniknął z peronu. Czas odjazdu to 7:00 więc na wszystkie procedury graniczne są przeznaczone trzy godziny. W końcu jednak pociąg z wolna rusza i toczy się w kierunku granicy rosyjskiej. Po jakichś 10 minutach (a może był to krócej tylko mnie się tak wlekło) pociąg staje.