Do Nanning dojeżdżam po 3,5 h godzinę wcześniej niż się spodziewałem, toteż gdy autobus się zatrzymuje wychodzę sobie na przerwę a tym czasem okazuje się ze to już koniec trasy. Trochę zaskoczony takim faktem zabieram plecak i .. i w zasadzie nie wiadomo gdzie isc bo wszystko po chińsku. Po jakichś 10 minutach odnajduję dworcową toaletę – hmm pierwszy sukces. Po jakimś czasie dostrzegam pałętającą się również po dworcu angielska parę i jakoś wspólnymi siłami, a w zasadzie to dzieki ich doświadczeniu, gdyż podróżowali po Chinach już miesiąc dowiadujemy się jak dojechać do centrum. Jestem w centrum i znowu kłopot jak odnaleźć wybrany hotel. Tym razem z pomocą przychodzi młoda Chinka, która w prawdzie nie wie gdzie jest hotel, ale umie angielski, więc wypytuje miejscowych sklepikarzy po czym wskazuje drogę. W hotelu oczywiście trzeba było wypełnić parę papierków złożyć parę podpisów i gdy myślami jestem już w pokoju, barierą nie do przeskoczenia okazuje się brak miejscowej waluty na wpłacenie wadium. Chcę zostawić dolary w kwocie przewyższającej wymaganą sumę ale nic z tego. Nie pozostaje nic innego jak pozostawić toboły w recepcji i udać się na poszukiwanie banku w którym też wszystko idzie nad wyraz opornie. Całe szczeście wymieniłem wcześniej wszystkie czeki podróżne na dolary bo bym tu chyba utkną na wieki. Tak ciężkiego początku to nie miałem chyba w żadnym z dotychczas odwiedzonych krajów. Po chwili wytchnienia udaję się na dworzec kolejowy po bilet do Pekinu a w zasadzie to do Beijingu jak w rzeczywistości nazywa się stolica Chin. Tutaj znowu problem z dogadaniem się, a kolejka za mną coraz dłuższa. Ostatecznie sprowadzony zostaje jakiś szef szefów z którym sprawę załatwiam dość sprawnie ku uciesze pozostałych kolejkowiczów. Okazuje się że na jutro nie ma już miejsc siedzących, trudno, zresztą to „tylko” 28 h postoję :).
Następnego dnia szybko się pakuję i wyskakuję na miasto by coś zjeść przed odjazdem. Zamówienie gotowanego ryżu okazuje się przeszkodą nie do pokonania i ostatecznie zadawalam się jakąs ryżową papką która akurat była wystawiona na widok publiczny, więc zamawiam ją przez pokazanie palcem.
Przy wejściu na dworzec prześwietlanie bagażu no i czekam na pociąg, który za niedługo zostaje podstawiony. Pakuję się do wagonu nawet się nie łudząc że znajdzie się jakieś miejsce siedzące widząc ekipę jaka oczekiwała w poczekalni. Intuicyjnie kieruję swoje kroki bezpośrednio w kierunku przedsionka i tam organizuję sobie przestrzeń. Sam pociąg wygląda całkiem nieźle, wystarczy powiedzieć, że w każdym wagonie było chyba po 10 telewizorów plazmowych plazmowych których ciągle coś leciało. Pociąg był na bieżąco zamiatany a ubikacje tam gdzie pociąg się zatrzymywał były zamykane. Ponadto do dyspozycji cały czas była gorąca woda tak że zupki chińskie były pochłaniane przez co niektórych pasażerów pasażerów całkiem pokaźnych ilościach nie wyłączając i mnie. Zresztą hańbą byłoby być w Chinach i nie zjeść chińskiej zupki :). Wieczorem rozkładam się na podłodze w poprzeg przejscia tak że głowę mam pod jednym rzędem siedzeń, nogi pod drugim a mój tułów leży w poprzek przejścia tak że z miejsca stojącego zrobiło się miejsce leżące wygodniejsze z kolei od siedzącego.