Do Pekinu dojeżdżam punktualnie, co jest czymś nienaturalnym w Azji którą widziałem wcześniej i od czego już dawno odwykłem. Pierwsze co postanawiam tutaj załatwić to kupno biletu na pociąg do Moskwy. W tym celu z dworca wschodniego jadę na dworzec główny. Tutaj błądzę chyba z 1,5 h w poszukiwaniu kasy gdzie mogę nabyć wyżej wymieniony bilet. Wszyscy jednak kierują mnie w jedno miejsce to znaczy do Hotelu International noedalek dworca. Wierzyć mi się nie chce, ale w końcu się poddaję i tam idę. Kasę znajduję bez większego problemu i wygląda na to że jest to rzeczywiście kasa międzynarodowa a nie bióro podróży czego się obawiałem. Pytam o bilet a gość stwierdza, że na najbliższą sobotę miejsc już nie ma !! a następny pociąg jest dopiero w następna sobotę czyli za przeszło tydzień. No to fajnie. Próbuję wykrztusić jakieś słowo bo nie ukrywam że mnie zatkało a tu nagle babka obok się odzywa, że ktos zrezygnował z rezerwacji więc tym samym jest ostatnie miejsce. Huurrraaa!! Pytam o cenę i w tym momencie znowu dół – 330$ kiedy ja się szykowałem na wydatek rzędu 200$. Co robić? Za 10 min zamykają kasy a jak dzisiaj nie kupię tego biletu to jutro może być już po wszystkim, ale z drugiej strony ta cena która trochę jest mi podejrzana (jak się potem okazało niesłusznie). Głowa peka od natłoku myśli. Co robić ? a do zamknięcia już tylko minut 5. Decyzja biorę, a tu kolejny problem bo płacić można tyko jenami. Całe szczęście w hotelu jest kantor w którym szybko wymieniam kasę po nienajlepszym kursie ale innego wyjścia nie było. Szybko pędzę powrotem do kasy na drugie piętro. Płacę ile trzeba a w zamian otrzymuję już gotowy bilet. Zdążyłem. Na podliczenie pieniędzy, które mi zostały czas przyjdzie wieczorem, ale za wesoło to nie wygląda. W kasie spotykam amerykankę która nie ma tyle szczęścia co ja i nie zdołała już dziś kupić biletu, tyle że na jej trasę z miejscami problemu nie ma. Trochę sobie gadamy po czym razem ruszamy poszukać miejscowego schroniska młodzieżowego. Błądzimy od uliczki do uliczki ale jakoś efektu nie ma. W końcu trafiamy do jakiegoś bióra gdzie jeden z pracowników dzwoni do szukanego przez nas miejsca po czym oznajmia, że mamy spoczać u nich bo ktoś z obsługi po nas wyjdzie. Tak też się dzieje i po 15 min ktoś przybywa, po czym już bez błądzenia w jego towarzystwie docieramy gdzie trzeba. Krótki odpoczynek i pomimo zmroku idę jeszcze zobaczyć miasto a przede wszystkim coś zjeść. Muszę przyznać, że jedzenie w Chinach dosyć mi podeszło. Wracając powrotem znowu mylę drogi i wchodze w jakąś uliczkę, gdzie był chyba jakiś dom publiczny bo gdy próbuję zapytać o drogę jedna z dziewczyn z lokalu za bardzo nie jest w stanie udzielić mi pomocy za to po chwili wykonuje w moim kierunku dość jednoznaczne gesty a za jej plecami pojawia się jakiś większy jegomość. Pomykam na główna ulicę i z problemami bo z problemami ale ostatecznie w końcu trafiam do schroniska.
Posiadanie biletu na połączenie Pekin – Moskwa nie rozwiązuje jednak wszystkich moich problemów, ponieważ nie posiadam wizy rosyjskiej. Postanawiam pójść tropem innych polskich globtroterów i korzystając z ich doświadczenia postanawiam odnaleźć biuro rosyjskich linii lotniczych by tam dokonać rezerwacji biletu lotniczego z Moskwy gdzieś za granicę Rosji wszystko jedno gdzie. Cały myk polega na tym, że obywatele państwa polskiego mogą wjechać na terytorium Rosji bez wizy jeżeli jest to tranzyt, który nie przekroczy 10 dni a delikwent będzie posiadał komplet biletów na przejazd przez ten kraj. No i tutaj się rodzi problem bo jak zakupić bilet autobusowy bądź kolejowy z Moskwy poza granicę Rosji w Chinach. Jedyne rozwiązanie to bilet lotniczy, który ze względu na cenę w stosunku do transportu lądowego odpada na starcie. Tak więc szanowne polskie grono podróżnicze wykąbinowało, że można dokonać rezerwacji wymienionego biletu lotniczego i na jej podstawie próbować przekroczyć granicę. Jednym się to udawało, inni się o to wykłócali, co niektórzy musieli dac łapówkę, ale zdarzało się też zawracanie, bo rezerwacja to w końcu nie bilet. Jednym słowem loteria. Odnajduję owo biuro Aeroflotu, gdzie miłą pani bez problemu rezerwuje mi bilet Moskwa – Kijów :), po czym na moja prośbę przybija na niej pieczątkę by papier wyglądał poważniej hehe. Najlepsze jest jednak to że potwierdzenie rezerwacji wyglądało w ten sposób, że nawet ja nie wiedziałem gdzie na nim pisze skąd do kąd miałem niby lecieć. Całe szczęście pytam o to w biurze co w późniejszym czasie okazuje się dość istotne. Wracając z biura linii lotniczych postanawiam wstąpić do polskiej ambasady która jest mi po drodze, by zapytać czy nie maja tam przypadkiem polsko-rosyjskiej umowy międzynarodowej która mogłaby mi się przydać na granicy w wypadku jakichś problemów. W ambasadzie jednak spotyka mnie zawód, a w zasadzie to nie zostaję nawet do niej wpuszczony. Jakiś bucowaty polski żołnierz karze mi skorzystać z telefonu na bramie w celu zapytania o pomoc. Oczywiście trochę potrwało zanim gość przypomniał sobie numer pod który mam dzwonić. Gdy już w końcu odebrała jakaś pani stwierdziła że za bardzo się nie orientuję i podała mi numer do Ambasadora a ten nie raczy podnieść słuchawki. Próbuję jeszcze raz po czym zniesmaczony odwracam się na pięcie zadając sobie pytanie czy aby na pewno chce wracać do tego kraju zwanego Polską który jest pełen takich życzliwych ludzi jak ci w Ambasadzie. Jednocześnie stwierdzam, że jak poradziłem sobie dotychczas to i tym razem jakoś to będzie, choć czułem się jakby ktoś mi dał w pysk a w zasadzie ni ktoś a bliska mi osoba.
W Pekinie (a może i w całych Chinach) śmieszne jest to że nie ma, poza jak mi się wydaje dosłownie kilkoma państwowymi biur podróży, a jedyne miejsca poza biurami linii lotniczych gdzie można zabukować bilety to hotele. Te z kolei wykonują ta usługę tylko i wyłącznie dla swoich gości. Podobnie wygląda sytuacja z wymiana pieniędzy w hotelowych kantorach o czym niestety przekonałem się na własnej skórze. Mój pobyt w Chinach krótki toteż pieniądze wcześniej wymieniłem w ten sposób żeby było akurat i nic nie zostało. Niestety machnąłem się dosłownie o 10$. Jest wieczór, banki pozamykane więc wale do hotelu a tutaj kobieta stanowczo odmawia wymiany głupich 10$, „grzecznie” dziękuję za pomoc i kieruję się w stronę drzwi. Nagle spostrzegam gościa w moim wieku, który okazał się być właśnie tutaj zakwaterowany. Na początku koleś trochę mnie źle zrozumiał i myślał że chcę od niego pożyczyć owe 10$, szybko jednak wyjaśniam że kasę mam a problem tkwi w wymianie. Tym sposobem dzięki uprzejmości kolesia i na prokur paniusi z kantoru, która wykonuje operację z wyraźnie skwaszoną miną wychodzę z hotelu z jenami.
W Pekinie zaliczam oczywiście świątynię zakupów czyli Silk Market, gdzie natarczywość sprzedawców przekracza wszelkie granice przyzwoitości a szarpanie klienta do straganu to nic nadzwyczajnego podobnie jak bluzgi po nie sfinalizowanej transakcji.
Czasu na jakieś typowe turystyczne zwiedzanie zostało mi niezbyt wiele i trzeba było zdecydować Zakazane Miasto i przyległy do niego Plac Tiananmen (największy tego typu obiekt na świecie) czy Wielki Mur Chiński położony za miastem. Wybór był dość trudny. Ostatecznie decyduję się odpuścić Mur Chiński, choc jeszcze rano w jednej z ulicznych restauracji, gdzie wpadam na śniadanie, gość aktualnie mieszkający w USA ale urodzony w Chinach z którym siedzę przy stoliku gorąco mnie namawia do zmiany decyzji. Zakazane Miasto jak to obiekt historyczny fajne jest i warto je zobaczyć szczególnie że jest tutaj dostępny do wypożyczenia przewodnik audio po polsku co mnie szczerze zaskoczyło. Plac Tiananmen jest rzeczywiście dość duży, niestety ja choruję na pewien rodzaj choroby o nieznanej nazwie, która objawia się tym, że wszystko co jestem w stanie objąć wzrokiem jest dla mnie małe.
No i nadszedł ten moment, w którym trzeba wsiąść do pociągu jadącego w kierunku domu do pociągu legendy. Na dworcu melduję się zgodnie z zaleceniami z bilety 40 min przed odjazdem i razem z trzema Nigeryjczykami poszukuję na tym wielkim dworcu poczekalni przeznaczonej dla udających się do Moskwy. Po 20 min oczekujący zostają wpuszczeni na peron, gdzie stoi maszyna o nazwie „Wostok” jadąca do Moskwy przez Mandżurię omijając tym samym Mongolię. 9001 km do pokonania. Są pewne rzeczy na tym świecie, które pomimo tego, że są tylko przedmiotami to mają w sobie coś, jakby duszę. Kolej Transsyberyjska z całą pewnością należy do nich. Przed wejściem do wagonu wita mnie po rosyjsku prowadnik ubrany w długi płaszcz z naszytą rosyjską flagą. Po kontroli biletu i paszportu wchodzę do środka.