Geoblog.pl    masar    Podróże    Na spotkanie z przygodą - Azja 06/07    Na kontynencie
Zwiń mapę
2007
01
mar

Na kontynencie

 
Indie
Indie, Chennai
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 16750 km
 
No to jestem z powrotem na kontynencie. Tak moge powiedziec ze na Andamanach zobaczylem kawalek raju,
ale najsmieszniejsze jest to ze wyobrazalem sobie go zupenie inaczej. Na wyspach spotykam nadspodziewanie
wielu rodakow. Komunikacja miedzy wyspani oraz na nich to czasami istana udreka, ale nie ma co narzekac.
Na pierwszy ogien odwiedzilem wyspe Havelock. Bilet na prom ze wzgledu na to ze wyspa jest bardzo popularna
oczywiscie w specjalnej cenie dla turystow. Krotko mowiac dla mnie Havelock to jedno wielkie rozczarowanie, w prawdzie
wyspa jest bardzo urodziwa, ale natlok turytow ktorzy praktycznie wszedzie sie panosza kapletnie psuje klimat tego miejsca.
Do tego znalezienie jakiegokolwiek lokum na plazy w zwiazku z inwazja "bialasow" jest istnym pieklem. Cale szczescie
ze gro osob ktore pojawia sie na Andamanach osiada wlasnie na tej wyspie dzieki czemu mozna tutaj znalesc naprawde
magiczne zakatki. Honor Havelocka ratuje rafa koralowa ktora znajduje sie bardzo bliziutko brzegu. Pomimo nie najleprzych
umiejetnosci plywacki postanawiam zapomniec na chwile o tym malym mankamencie :) wypozyczam sprzet i ruszam snorklowac.
Nie wybaczylbym sobie chyba gdyby majac taka okazje nie zobaczylbym rafy. Poczatek nie jest zbyt udany, pierwsze zanuzenie
i zaraz pelny polyk morskiej wody hehe, okazalo sie ze rurka byla dziurawa. Po szybkiej wymianie ekwipunku sprawa okazuje sie
w zasadzie dosc prosta i moge sie delektowac naprawde wspanialymi widokami. Jedyne porownanie jakie sie nasowa to to ze jest tam jak
w akwarium z tym ze jest sie w srodku a ne za szklana szyba, tyle ze nie widzialem jeszcze w swoim zyciu tak wspaniale
urzadzonego akwarium. Mnustwo koralowcow, ukwialy no i te wspaniale niezwykle klorowe i roznorodne rybki, ktore nieraz
sa tak samo ciekawe mnie jak ja rafy przez co podplywaja blizej. Super przezycie a to co widzilem to zaledwie namiastka
tego co znajduje sie glebiej i jest mozliwe do zobaczenia tylko i wylacznie nurkujac. Do tego stopnia dobrze sie bawie, ze po wyjsciu z wody
okazuje sie ze dosc kakretnie zostalem przypalony przez slonce i musialem swoje odcierpiec. Jeszcze raz sie okazuje ze nic nie ma za darmo :).

Nastepne miejsce ktore odwiedzam to Little Andamans na ktore plyne jakims nieoficjalnym towarowym statkiem w towarzystwie
Niemca ktory okazuje sie super gosciem. O statku tym w kasie nikt nie informuje, ale cale szczescie nie tam pytalem a zwyklych ludzi.
Za osmiogodzinny rejs naprawde grosze bo 39 Rp. Uprzedzajac jednak fakty to bilans wyszedl na zero bo za prom powrotny
zaplacilem 200 Rp a to dlatego ze byl to oficjalny prom pasazerski, do tego nocny, a na domiar zlego sprzedawca biletow
wymyslil sobie ze cena biletu zakupionego na pokladzie a nie w kasie jest podwojna, istna parodia ale do tego zdazylem sie juz przyzwyczaic
co nie znaczy ze mnie to nie rusza. Na Little Andamans widac w dalszym ciagu skutki tsunam ktore tutaj uderzylo (walajacy sie gruz
, obozy w ktorych nadal mieszkaja ludzie ktorzy nie chca wrocic nad brzeg morza), jednoczesnie nie wiadomo jak sie zachowac. Rozmawiac o tej
katastrowfie czy nie? Z reakcji ludzi zauwazylem jednak, iz nie jest to temat zakazany a ludzie nawet sie ciesza ze jeszcze ktos sie tym interesuje
i nie zostali zapomniani. Jak sie dowiedzialem po katastrofie problemem staly sie wystepujace tutaj krokodyle (notabene gatunek wystepujacy tylko tutaj)
ktore po katastrofie zakosztowaly ludzkiego miesa i zdaza sie obecnie ze atakuja ludzi. Zaliczam tutaj msze niedzielna ktora trwa
prawie 2 godziny i jest w miejscowym jezyku przez co poza "amen" nie rozumie nic ale jest to jedna z ciekawszych na ktorch tutaj bylem.
Nie ma zadnych lawek i ludzie siedza na ziemi, przy czym podzial na stone meska i damska jest scisle przestrzegany. Niezla mordego sa na calych Andamanach
ale szczegolnie tutaj pewnego rodzaju muszki ktorych ukaszenia w porownaniu z komarowymi sa dziesieciokrotnie gorsze, bo straszliwie swedza, a poza tym
proces gojenia przebiega dluzej, o skrabaniu nie ma nawet co myslec, bo w krancowym przypadku mogloby to przyspieszyc moj powrot do ojczyzny.
Tak na Malych Andamanach bylo super, cicho spokojnie, czajace sie gdzies krokodyle :) oraz weze tak ladowe jak i wodne ktore nie trudno spotkac.
Aha przed wejsciem na statek powrotny jacys mundurowi urzadzaja wszystkim obcokrajwcom trzepanie bagarzu, gdyz podobno ukradziono komus
aparat tylko ciekawe czemu glownymi podejzanymi byli obcokrajowcy to nie wiem, ale nie wszystko trzeba wiedziec :). Poza tym w moim przypadku kontrola ograniczyla sie do malego plecaka wiec nie mam na co narzekac.

Bilet powrotny na kontynent zdolalem kupic na 5 dni przed jego odplynieciem, choc przedsprzedaz oficjalnie jest rozpoczynana na 3 dni przed, ale
do tego sie juz zdazylem przyzwyczaic, ze tutaj wszystko jest mozliwe i nieraz warto sprawdzic cos pare razy bez wzgledu na to ze wszystko jest na nie, Zreszta bilet ten otrzymuje po polgodzinnym oczekiwaniu i po jego otrzymaniu sam w to nie wierze. Niebiosa chyba widzialy co wycierpalem aby dostac bilet na Andamany i tym razem sie zlitowaly, chociaz litosciowe byly tylko dla tych ktorzy chcieli plynac do Chennai bo pod okienkim z napisem Kalkota tradycyjnie szalaly chordy Hindusow,
chociaz porzadek byl tutaj na zdecydowanie wyzszym poziomie niz w Chennai. Tak wiec otrzymawszy bilet powrotny mialem jeszcze pare dni do zagospodarowania,
a ze niebiosa byly zeczywiscie niezwykle laskawe to nastepnego dnia plynalem promem na Polnocne Andamany z nadzieja zobaczenia zolwi skladajacych
na plazy jaja co ma miejsce wlasnie w tych okolicach od grudnia do lutego a nawet mowiono mi ze pozniej. Polnocne Andamany to calkiem ciekawa okolica i ponownie sie zachwycalem tutejsza przyroda. Po wczesniejszym wywiadzie dowiedzialem sie na ktorej plazy jest mozliwe zobaczenia zolwi i noca z latarka w reku
tam sie udaje. Na miejscu natrafiam na miejscowe sluzby odpowiedzialne za ochrone tych zwierzat przed rybakami ktorzy je zabijaja. Goscie okazali sie niezwykle mili i pokierowali mnie w miejsce gdzie przez cala noc mieli wyczekiwac zolwi dwaj pracownicy miejscowych wladz, aby po pierwsze chronic zolwie a po drogie przenosic
znoszone jaja do swoistego ogrodka wygrodzonego na plazy, aby nikt ich nie zniszczyl. W rzeczywistosci praca dwuch zastanych kolesi polegala na spaniu, podczas gdy ja przez dwie kolejne noce zapieprzalem po plazy z latarka, niestety z mizernym skutkiem, gdyz zaden zolw sie nie pojawil. Zreszta nie ma co ukrywac, tez mi sie zdrzemlo w plazowej chatce do ktorej mnie zaproszono. Troche bylem zawiedziony, ale dluzej zostac nie moglem bo czas uciekal i trzeba bylo sie zmywac.

Droge powrotna do Port Blair pokonuje autobusem. Etap ten sobie dziele na dwie czesci z postojem w Rangat w ktorym zupelnie nic nie ma, dzieki czemu moglem
jednak uzupemnic notatki. Odcinek z Rangat do Port Blair jestem zmuszony przejechac w autobusie na stojaco. Zreszta nnie wiem co leprze obita dupa od podskokow na siedzeniu w wyniku nie najleprzego stanu drogi, czy bolace nogi od stania. Niewatpliwe atrakcja tego odcinka byl przejazd w eskorcie goscia z bronia przez rezerwat w ktorym mieszkaja rdzenni miejscowi mieszkancy. Mialem to szczescie i akurat na drodze pojawilo sie takich trzech plemiennych i wrazenia sa niezapomniane. Goscie z lukami, praktycznie calkiem na golasa przepasani tylko w biodrach a najmniejszy z nich mial twarz pomalowana w dziwne biale wzorki. Ponoc zdazalo sie w przeszlosci , ze osobnicy tacy urzadzali sobie strzelanke z lukow do przejezdzajacych konwoi.

Podroz powrotna do Chennai przebiega mi dosc szybko a to ze wzgledu na dwojke rodakow rowniez plynacych no i ksiazek w jezyku rodzimym, ktore mi pozyczyli. Fajnie bylo znowu przeczytac cos po Polsku.

I to by bylo na tyle jezeli chodzi o Indie. Decyzja w zasadzie zapadla juz dawno. Kontynluje swa podroz i ruszam do Azji Poludniowo Wschodniej. Nie ma co ukrywac, bo mam male obawy co tam mnie spotka ale tak to jest jak czlowiek zasiedzi sie w jednym miejscu. Nie ma jednak co panikowac, jakos to bedzie, a juz na pewno bedzie wesolo :). Droga ladowa pokonalem juz dosc spory kawalek, na statkach tez troche podryfowalem czas wzbic sie w powietrze. Jutro samolot do Singapuru, tak wiec do zobaczenia stamtad.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
krzysiu b. goja
krzysiu b. goja - 2007-03-01 16:38
wow!! a jednak walisz bardzi na wschod!!! singapur:P:P ciuuu co sie niy zdarzy ze bydziesz sie tak jechoł i sie objedziesz cało kula ziymsko i trefisz na klodnica city!!! powodziynio!!!
 
Wito
Wito - 2007-03-02 15:53
No wreszczie jakis wpis!! Bo juz zaczynalismy sie martwic.Tak wiec ruszasz brachu na Azje... ładnie ładnie tylko uważaj tam...Pozdrowienia!!
 
Filat
Filat - 2007-03-15 23:58
Szkoda że wcześniej coś o tym Singapurze nie napisałeś. Mam tam kolegę filatelistę skontaktował bym się z nim może by cię kilka dni przenocował i podkarmił?
 
 
masar
Łukasz Nowak
zwiedził 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 145 wpisów145 220 komentarzy220 39 zdjęć39 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
28.09.2013 - 24.10.2013
 
 
03.01.2011 - 30.01.2011
 
 
12.10.2009 - 03.11.2009