Do Ooty jade najbardziej komfortowym autobusem na jaki sie zalapalem w Indiach (siedzenia opuszczane a do tego tv), jednak stan drogi, a szczegolnie jej koncowka to makabra, poprostu dziura na dziurze przez co wszysce podskakuja jak worki z kartoflami. Dobrze ze wczesniej nie zjadlem zbyt obfitego posilku bo kto wie jak by to sie skonczylo ?. Trzeba jednak powiedziec ze trasa do Ooty obfituje w niezle widoczki. Po raz pierwszy widze krzewy herbaciane, ktore tworza niesamowity ?dywan? na gorskich stokach. Przejezdzamy miedzy innymi przez jakis Park Narodowy gdzie widzialem las a w zasadzie lake bambusowa, bo z tego co wiem to bambus jest trawa. Niezla z niego trawa, ktora rosnie na 10 I wiecej metrowa lodygi sa tutaj powszechnie wykorzystywane na rusztowania przy wszelkiego rodzaju budowach calkiem. Taki jest to wytrzymaly material.
W Ooty mialem zamiar posiedziec 3 dni, ale drugiego dnia pobytu tutaj pogoda byla dosc kiepska- mrzawka I zimno (ze wzgledu na wysokosc), w miasteczku w sumie nic nie ma, a gdy chce zabukowac billet na pociag na klejny dzien okazuje sie ze jest to niemozliwe bo wszystkie miejsca siedzace juz sa wykupione. Troche sie wkurzam I postanawiam zmykac z Ooty jeszczetego samego dnia autobusem do Chennei w celu kupienia biletu na statek na Andamany.
Ooty zostanie jednak w mej pamieci jako miasteczko czekolady domowej roboty, ktora morzna tutaj kupic na karzdym zakrecie, a ktora jest naprawde dobra, nie tam jakies czekoladopodobne badziewia jakie nieraz mozna spotkac w Polsce.