Trasa krótka więc startuje trochę później. Z Machhermo ruszam najpierw ostro pod górę, ale potem już w miarę prosto poza jednym odcinkiem, który nawet mnie wystraszył. Wąska ścieżka przytulona do skały, pod spodem rzeka a część trasy zasypana śniegiem. Jeżeli jednak jaki dały radę to i ja musiałem. Wreszcie moim oczom ukazuje się Gokyo. Miejscowość najbardziej malowniczo położna na całej trasie mojego treku. Jeziorko otoczone górami a w to wkomponowana wioska. Słonce piecze niesamowicie. Trochę leniuchuję, by wieczorem wybrać się na rekonesans, który daje do myślenia. Tak jak przypuszczałem z dotarciem do „piatego jeziora” będzie problem. Zobaczymy co się da ugrać.
Niestety tym razem z moim hostelikiem nie trafiłem najlepiej bo jedzenie non stop zalatuje jakąś naftą. Jak to przetrawię to już chyba mnie nie ruszy nic :).