Plan na dziś to wyjście na Gokyo Ri 5360m. Góra ostro zawalona śniegiem. Jeżeli jednak inni wchodzą to znaczy że się da. Znowu ruszam trochę później, a to ze względu na słoneczko, które właśnie po południu będzie oświetlać m.in. Everest i Cho Oyu. Górę tym razem biorę sobie na spokojnie, bez pośpiechu. Nie bez znaczenia jest fakt iż wcześniej byłem na Kalla Pathar, bo na szczyt docieram w miarę spokojnie bez nieludzkich męczarni. Zejście to istna komedia. Jak już wspomniałem góra zawalona jest warstwą około 60cm śniegu a do tego dochodzi dość ostre nachylenie. Nie ma mowy by schodzić w moich adidasach wyślizganą ścieżką więc walę w puch, który jest dość dobrze zmrożony. Już wcześniej podejrzałem innych jak im wychodzi zejście a czasami to wręcz zjazd z tej góry na dupie więc teorie miałem opanowaną. Co innego praktyka i trzeba przyznać że czasem waliłem przez śnieg jak spuszczony z góry worek kartofli. Zabawa, zabawą ale do końca śmiesznie nie było bo pod śniegiem nieraz było wyczuć większe kamienie i głazy na których przy odrobinie pecha można się było nieźle urządzić. Szczęśliwie jednak z paroma yntkami jakoś schodzę na dół.
Niestety zbyt wiele osób spotkałem dziś, które potwierdziły mi iż dotarcie do „piątego jeziora” jest niemożliwe. Z trzygodzinnej drogi można przejść co najwyżej godzinę i to ostro przebierając w śniegu. Początkowo kusiło mnie trochę powalczyć, ale po dzisiejszym dniu daje o sobie dodatkowo znać kolano, więc decyzja zapadła. Z jednej strony szkoda z drugiej to i tak sporo udało się wyrwać, bo po opadach śniegu myślałem że będzie kompletna klapa. Trochę pokory się przyda a i z pewnością na długo zapamiętam iż w górach mało co można zaplanować. Od jutra odwrót. Dość tego marznięcia.