Pobudka wcześniej niż zwykle bo o 6 rano, a godzinę później już na trasie. Na dworze trzaska mróz. Warto było jednak tak wcześnie wystartować bo chyba przez godzinę nikogo nie spotykam na trasie, a w tle wspaniały wschód słońca. Dopiero później wytaczają się całe tabuny zorganizowanych wycieczek.
Konkretnego celu na dziś sobie nie wyznaczam, choć chciałem dojść do Phortse Tenga. Ostatecznie zabrakło mi 45 min by dojść celu, więc nie ma źle. W zasadzie zrobiłem 4 dni wspinaczki w jeden. Po drodze widzę jakieś kozice górskie, które niewiele sobie robią z mojej obecności. W ogóle jeżeli chodzi o napotykanie zwierząt to nie ma co narzekać. W Gorak koczowało całe stado powiedzmy „himalajskich kurczaków” głośno dając o sobie znać. Z przyjemnością bym takiego spałaszował, choć miejscowym mogłoby się to raczej nie spodobać. Pomału mi się ta wegetariańska dieta daje we znaki :).