Co za temperatury. Ledwo zajdzie słońce, a już jest nieciekawie. W nocy –15 raczej było. Generalnie masakruje mnie ta temperatura. Dobrze że oprócz mojego śpiwora zawsze są jakieś dodatkowe nakrycia.
Początkowo miałem zamiar po odwiedzeniu Everest Base Camp jeszcze tego samego dnia wycofać się gdzieś niżej ale ostatecznie decyduję się spędzić jeszcze jedną noc w Gorak. Everest Base Camp różnie jest postrzegany. Niby tam nic nie ma poza stertą gruzu ale uważam że mimo to warto tam zajrzeć choćby dla samej drogi którą trzeba przebyć by tam dotrzeć. Zawsze to jakieś inne widoczki. Słynny lodospad. Na miejscu zaś mam szczęście i zastaję wyprawę z Korei Południowej. Drogę do i z Everest Base Camp urozmaicają spadające z okolicznych stoków co jakiś czas kamienie. Jedne mniejsze, drugie większe w każdym razie trzeba uważać.
Jutro wycofka. Decyduję się spróbować przyatakować jeszcze raz Gokyo. Zobaczymy z jakim skutkiem. Jestem już ostro wycieńczony. Po powrocie z Base Camp podchodzę dla zdjęć jeszcze raz gdzieś do jednej trzeciej wysokości Kala Pathar. W oddali co jakiś czas słychać trzask łamiącego się lodu i lawin spadających z gór. Wystarczyło trochę się wpatrzeć w roztaczający się przede mną masyw skalny by jedną z takich lawin zaobserwować na własne oczy.