Kolejny dzien wedrowki. Niebo z rana zachmurzone. Za mna pierwszy nocleg w mocno minusowej temperaturze. Nie bylo zle dzieki dodatkowym nakryciom, ale z rana ostro boli gardlo. Odcinek d dingeboche do Dughla mimo ze wydaje sie dosyc plaski to ostro mnie zmeczyl. Wyraznie odczuwam gorsza kondycje od tych wczorajszych 4410m n p.m. Trasa oczywiscie cala w sniegu z tym ze szlak jest przetarty. W Doughla poza zmeczeniem nic mi nie dolega wiec postanawiam kontynuowac do Lobuje. Druga czesc trasy rozpoczyna sie od ostego podejscia. Jakos to nawet idzie , ale po osiagnieciu szczytowego punktu dalsza w zasadzie plaska droga to istna meczarnia. Opadam z sil. Czuje sie jakbym byl pijany, wszystko mi sie placze. Nogi jak z waty. Do tego problemy z oczami, ktore kolejny raz ostro lzawia. Decyduje sie ostro trzymac za wyprzedzajaca mnie karawana jakow i tak jakos docieram do Luboje. Jestem na wysokosci 4910. Widoki pierwsza klasa az zal ze nie mialem sily nic pstryknac. Trzeba sie jakos ogranac. Biore pierwszy od tygodnia prysznic, choc to duzo powiedziane. Dostaje wiadro cieplej wody i musze sobie radzic. Wieczorem znowu dopada mnie bol glowy. Czyzby kolejny postoj? Okaze sie po przespanej nocy. Cel treku jest na odleglosc jednego dnia. Aby przyspieszyc aklimatyzacje bire jedna tabletke Diuramidu i cala noc latam do kibla lac.