Hmm jezeli wczoraj pod wzgledem pogody bylo zle, to nie wiem jak nazwac to co dzieje sie dzis. W nocy temeratura spadla do tego stopnia, ze deszcz w Dole zamienil sie w snieg. Caly czas intensywnie pada. Mimo to ruszam w strone Machhermo. Juz poczatek nie jest wesoly. Kazdy krok grozi upadkiem na snieznej brei. Z gory schodza nawet nepalczycy. Pokazuja ze wyzej jest 20 i wiecej cm sniegu. Na razie z wielkimi problemami, ale kontynuje. W jednej chwili wszystkie ubrania mam przemoczone. Buty to jedno bagno. Generalnie ide po kolski w sniegu i wodzie. Napotykam poznana wczesniej gruke turystow, ktora sie wycofuje. Zamieniam pare slow z ich przewodnikiem i twierdzi, ze Gokyo odpuszczaja i schodza nizej. Troche daje mi to do myslenia. Postanawiam dojsc do widzianej juz chaty i przemyslec sprawe. Od schodzacego nepalczyka dowiaduje sie jednak iz ta jest zamknieta. Jest juz konkretnie ciezko. Czuje , ze odmrazaja mi sie paluchy u nog. O nie, paluchow nie oddam. Jeszcze chwila wachania i zaczynam odwrot z nadchodzaca z gory dwojka nepalczykow. Gra niewarta swieczki, a czym wyzej byloby gozej. Decyduje wycofac sie do Potse Thenga i przeorganizowac plan. Zastane warunki przerosly mnie calkowicie. Nepalczycy z ktorymi schodze wala na sniegu yntka za yntka :), generalnie dobrze sie przy tym bawiac. Ja rowniez z calym dobytkiem laduje na glebie ale wesolo mi nie ma. Byle by tylko zejsc ponizej poziomu sniegu. Od Dole w dol juz jest lepiej, choc sciezkami wala potoki, zeby nie powiedziec wodospady. Wszystko mi juz jedno buty i tak doszczetnie przemoczone. Po drodze napotykam dwa osuwiska tarasujace droge. Nie jest fajnie. Takiej pogody w tym rejonie o tym czasie podobno nie bylo od 20 lat.