Postojowo-aklimatyzacyjny dzien w Namche szybko minal, wiec z rana pakuje klamory do plecaka i ruszam w droge. Na poczatku trasa biegnie plasko, ale gdy odbijam w strone Gokyo droga ostro pnie sie w gore. Ostatni odcinek to troche schodzenia. Wg notatek trasa miala zajac 5,5h ja zas na miejscu melduje sie juz po 4h. Fakt ze dosyc wczesnie wyruszylem sprawia , ze u celu jestem juz o godzinie 12. W zasadzie do zagospodarowania caly dzien. Szwedam sie wiec po okolicy, troche pstrykam fotek, ale generalnie trzeba przyznac ze troche sie nudze i dopada mnie jakby samotnosc. Pierwszy delikatny dolek. Wieczorem jednak nastroj zdecydowanie leci do gory. Dobre jedzonko w postaci Dal Bhatu, czyli ryzu z wazywamia do tego cos w rodzaju zupy robi swoje. Zimno. Po raz pierwszy na trasie mam okazje ogrzac sie przy rozpalonym na srodku jadalni piecu na drzewo (wyzej bedzie to piec na krowie placki). Tak to wlasnie prosperuje slaski kachlok w nepalskich warunkach. Jutro trasa rowniez szykuje sie nie za dluga, wiec wystartuje sobie pozniej, by nie powtorzyc historii dnia dzisiejszego. Az kusi czlowieka by pociagnac troche dalej, ale roznica wysokosci trzyma a z tym igrac nie mam zamiaru.