Czas zaatakowac Namche Bazar, swego rodzaju centrum wypadowe w wysokie goryrejonu Solu Khumbu. Trasa z Chhaplung do Manjo przebiega dosc sprawnie, gdyby znowu nie konwoje z tym ze konie zastepuja jaki. Musze przyznac ze taki jak to niezle bydle. Potezna masa ciala i budzace respekt rogi. Kto wie co taki jak moze nawyrabiac gdy sie wkurzy :). W kazdym razie gdy idzie taki konwuj to wszyscy grzecznie usuwaja sie na boki. W Manjo szybki postoj z drobnym posilkiem w postaci blizej nieokreslonej zupy. Troche z ta zupa wtopilem, ale grzecznie potakuje ze wysmienita i jakos zjadam ja do konca. Rowniez w Manjo melduje sie na Checkpoincie, gdzie okazuje wyrobione w Ktamandu: karta TIMS oraz bilet wstepu do Parku Sagarmata. Trasa z Manjo do Nache zajmuje 2,5h i trzeba przyznac ze daje troche w kosc.Na szlaku pojawily sie zorganizowane wycieczki, ktore zaczynaja swoja wedrowke w Lukli. Jednym slowem nie ma juz tak fajnie cicho i spokojnie czasami wrecz samotnie na trasie. To niestety minus. Rowniez miejscowi juz nie sa tacy mili i otwarci, ale coz sie dziwic, pewnie maja nas juz po dziurki w nosie. Namche znajduje sie na wysokosci 3440 m n p.m. ale ze wzgledu na to iz juz wczesniej taka wysokosc zaliczam to samopoczucie jak najbardziej ok. W Namche funduje sobie prysznic z ciepla woda w miejscowym standardzie. Zamawia sie wode, ta jest podgrzewana na piecu, nastepnie przelewana do zbiornika usytuowanego gdzies powyzej toalety no i mozna zaczynac kapiel. Ryzykowna to troche rozrywka bo trzeba miec troche wyczucia ile jeszcze wody jest w zapasie, bo dolewka nie jest przewidziana :). Mija 7 dzien treku, wiec tydzien za mna. Jutro zasluzony odpoczynek.