Szybkie pierozki momo na sniadanie . Szybka rozmowa z wczoraj poznanym pilotem helikoptera pol roku latajacego p oAlasce a pol roku podrozujacego i ruszam na trase. Cos kiepsko sie z dzisiejszego odcinka przygotowalem w ciemno biorac zapewnienia gospodyniwczorajszego noclegu, ze trasa jest na 6 godzin. Gdyby sie ostro sprezyc moze by i byla, choc szczerze watpie. W kazdym razie wzialem se to na luzie , spacerkiem. Standardowe postoje na robienie zdjec. W miedzy czasie obiad, ktory przyplacilem awaryjnym szukaniem toalety w pierwszej lepszej napotkanej chacie. No i zrobilo sie pozno a trasy jeszcze sporo. Szlak dosyc waski, zatloczony konwojami. Co jakis czas takie konwoje sie mijaja i sie robi burdel kompletny. Wszystko rozgrywa sie jak juz wspomnialem na waziutkiej kamienistej drozce, a w dole przepasc. Zasada nr 1 przy mijaniu sie z konwojami to czlowiek przytulony do wzniesienia, a zwierze od strony urwiska. Ostatecznie z wszystkimi utrudnieniami trase pokonuje w 9h. Tym sposobem po 6 dniach marszu znajduje sie na wysokosci Lukli, dokad mozna doleciec samolotem z Katmandu w 30min. Mietki jednak nie jestem i w jedna strone postanowilem zrobic ta trase na piechote. Widoczki coraz lepsze a i osniezonych szczytow coraz wiecej na horyzoncie. Musze przyznac ze mam szczescie do zwierzatek bo trafilem jakies dwie lasiczki, a wczoraj wpadlem na jakiegos brazowego weza ale rozeszlismy sie w pokoju.