Widze ze perypetie dotyczace utraty czesci mojej garderoby co niektorych poruszyla do zywego :), pragne wiec uspokoic iz
nastepnego dnia zguba sie znalazla i kryzys zostal zarzegnany:). Gdyby jednak cos znowu zniklo, to poinformuje o tym tutaj niezwlocznie.
Po bodajze 6 dniach pobytu w Lahore opuszczam to miasto i ruszam na granice pakistansko-indyjska, ktora miesci sie zaledwie 30 km od Lahore. Madrzejszy o doswiadczenia inych travelsow wiedzialem, ze na granicy tej moga miec miejsce rozne dziwne sytuacje. Nie mniej w moim przypadku nie bylo najgorzej, pomimo tego ze zarowno Pakistanczycy jak i Hindusi plecak przetrzepali mi dosc skrupulatnie, co wiazalo sie z dwukrotnym jego kapletnym rozpakunkiem i zapakunkiem. Ponadto Pakistanczycy wykazali sie niezwykla podejzliwoscia w stosunku do taszczonych przeze mnie 40-tu filmow foto, czego sie wczesniej zreszta obawialem.Poszczegolne filmy byly potrzasane, a nastepnie obwachiwane przez fachowe nosy celnikow:), ktore o dziwo cos tam chyba wyczuly, bo panowie zaczeli przebakiwac o rozwinieciu paru z nich, bo podejzewali przemyt narkotykow. Ostatecznie filmy zostaly ocalone w kaplecie. Po stronie indyjskiej zafundowano mi z kolei inego rodzaju atrakcje, a moze to tylko moja wyobrazniaw kazdym badz razie pod okienko celnika podeszlem nie zeby ze strachem, ale z pewna niepewnoscia pomny historii zwiazanej z wydawaniem mi w Polsce wizy indyjskiej. W kazdym razie podchodze, daje paszport, wypisuje jakis formularz, a celnik skanuje moja wize raz, potem drugi raz, cos tam konsultuje z kolega zza biorka obok, az w koncu kaze usiasc, a ja odchodzac od stanowiska celnika mimochodem spogladam na monitorkomputera a tam pulsuje sobie jakies czerwone cos. Smiesznie to mi w tym omencie raczej nie bylo, za to jakby w jakis sposob zmierzyc poziom kreatywnosci mojego umyslu w tym momencie to mysle, ze wynik bylby calkiem niezly, bo w przeciagu paru sekund w mojej glowie bylo pare gotowych scenariuszy dotyczacych tego co zaraz mialo nastapic. Cale szczescie pare chwil pozniej alarm w mojej glowie zostal ugaszony przybiciem stempla w paszporcie.
Granica pakistansko-indyjska nalezy chyba do najdluzszych, ktora mialem przyjemnosc przemierzyc pieszo, ale chwile te bede raczej wspominal milo. 14:00 po poludniu, sloneczko na czystym niebie, temperatura okolo 20 stropni celsjusza, ptaszki cwiergola, niezliczona ilosc tragarzy w jednakowych niebieskich strojach taszczacych na swoich glowach wory pelne cebuli, no i oczywiscie wszechobecny zapach tejze cebuli. W taki oto sposob wkroczylem do Indii. Jeszcze do 1947 roku moglbym o tym fakcie napiswac pare dni wczesniej, kiedy przekraczalem grtanice iransko-pakistranska, leczw tymze wlasnie roku Pakistan odlaczyl sie od Indii razem z Bangladeszem, ktory nazywal sie wczesniej tez Pakistanem. Podzial ten nastapil glownie ze wzgledow religijnych.
Z granicy biore rikrzew za 15 Rupii indyjskich (1$=44Rp) i po chwili jestem w przygranicznej miescinie Attari, a stad po godzinie jazdy busem (15Rp) jestem w Amritsar - swietym miescie Sikhow. Sikhizm to religia ktora zapoczatkowal niejaki Goru Nanak i z tego co mi wytlumaczyl jeden z pielgrzymow to ma ona wiele wspolnego z Chrzescijanstwem, a na pewno juz laczy te 2 religie wira w jednego Boga. Tak wiec Amritsar jest moznaby powiedziec sikhijskim Watykanem. Miejsce to jest naprawde nieziemskie i zadna fotografia nie jest w stanie odac klimatu jaki tu panuje, pelen spokoj , cisza, totalne przeciwienstwo tego co dzieje sie doslownie pare metrow dalej, tuz za morami kapleksu swiatynego. Kwateruje sie we wspolnej darmowej sali dla pielgrzymow obcokrajowcow, kazdy pielgrzym moze rowniez skozystac z darmowego posilku, ktory nie omieszkam sprobowac, a miedzy miejscem kultu a dworcem kolejowym kursuje rowniez darmowy bus.
Drugiego dnia pobytu w Amritsar postanawiam wroci na granice by zobaczyc ceremonie opuszczenia flag. Cale wydarzenie trwa okolo 25 minut i gromadzi calkiem spora grupe widzow wsod ktorych poza mna znajduje sie jeszcze conajmnie 5 Polakow. Smaczku dodaje fakt ze po przeciwleglych stronach granicy na trybunach zasiadaja dwie w sumie nie lubiace sie nacje miedzy ktorymi toczy sie spor o Kaszmir na czym cierpia glownie turysci. Dla osob postronych cale przedstawienie jest niezlym kabaretem, acz godnym polecenia. Po trzech dniach w Amritsar ruszam do New Delhi (pociag 8h 131 Rp)