Hehe dopiero teraz sie zorientowalem, ze dzisiaj jest Swietego Mikolaja (21:00) a w zwiazku z tym niezle szalenstwo w Polsce, ale nie tu. Hmm troche sie zasiedzialem w tym Lahore, ale czas ruszac przed siebie. Jutro smigam na granice pakistansko-indyjska. Wracajac jedna jeszcze do mojego aktualnego miejsca pobytu, to zaliczylem jeden z dwoch tutejuszych stadionow do krykieta. Okazalo sie ze trafilem na ten mniej prestizowy, a do tego uzywany aktualnie przez armiew zwiazku z tym byly male problemy z wejsciem, a o robieniu zdjec to juz wogole nie bylo mowy. Niemniej walnalem pare fotek z tajniaka :) w sumie bardziej dla zasady niz z zachwytu, gdyz stadion przypominal raczej stare dobre betony na Ruchu niz jakies arcydzielo budowlane. Wiesc o mojej wizycie na obiekcie dosc szybko sie rozeszla miedzy wojskowymi, bo gdy konczylem runde honorowa wokul stadionu przeja mnie jakis inny koles, bodajze wyzszy ranga od tego ktory mnie wpuscil. Wogole to maja tu chyba istna obsesje na punkcie zakazu robienia fotek. Najleprzy byl jedna gosc, ktory surowo pokiwal mi palcem, gdy robilem fote bodajze jakiejs wiosce, czy czegos na ten ksztalt przez ktora przejezdzal akurat pociag ktorym jechalem.
Siedze i siedze w tym Lahore, a najleprze jest to ze im dluzej tu siedze tym bardziej mi sie tu podoba, az sam jestem zdziwiony, bo pierwsze wrazenia byly koszmarne. Udaje mi sie w koncu zaliczyc najwiekrze a miejscowych atrakcji, czyli fort z przyleglym meczetem. Budowle te powstaly w pierwszej dekadzie XVII wieku , gdy Lahore bylo stolica Imperium Mogolskiego. Meczet zeczywiscie zrobil na mnie najwiekrze wrazenie sposrod wszystkich, ktore mialem dotychczas okazje obejrzec. Przy okazji dowiedzialem sie ze porzadny Muzulmanin modli sie 5 razy dziennie o wyznaczonych godzinach to jest o ile dobreze zapamietalem o 5:00, 14:00, 16:00 o zachodzie slonca i 1,5h po zachodzie.
Chyba zglosze za niedlugo do Watykanu moja kandydature na stanowisko meczennika. Meczennika, ktory poniesie smierc w wyniku nadmiernej, bo ja wiem jak to nazwac, no niech bedzie uprzejmosci ze strony Pakistanczykow, bo ilez to razy na dzien mozna odpowiadac na pozdrowienia: "How are you sir", a codziennie liczba ich dochodzi co najmniej do setki. I tak po 10 jest jeszcze spoko, po 20 troszke mnie to drazni, po 40 lekko sie irytuje, przy 60-ce moje zdenerwowanie znacznie podnosi swoj poziom, kolo 80 robie sie wsciekly a powyzej setki agresywny i wtedy mkne przez zatloczone ulice jak taran nie szczedzac od czasu do czasu lokcia :).
Znalazlem rowniez patent na przeprawianie sie na droga strone ulicy. Kierowcy jezdza co prawda tutaj jak wriaci, ale przez cala moja bytnosc tutaj nie zauwazylem ani jednego wypadku, a nawet hamowanie z piskiem opon jest zadkoscia co swiadczy, ze jednak w tym calym szalenstwie sa dosc czujni i na ich niekorzysc ja to zauwazylem:). Taktyka polega na pewnym wkraczaniu na ulice wprost pod kola pedzacych pojazdow, zero zawachania jest gwarantem sukcesu.
Pisalem wczesniej o Slowaku, ktory poczestowal mnie swoim bimbrem w Iranie, az tu pare dni temu przybywa do hostelu wktorym aktualnie przebywam para Czechow i co? I historia sie powtarza hehe, do tego koles stwierdza ze to jego sposob na wewnetrzna dezynfekcje. Zaczynam naprawde lubic naszych poludniowych sasiadow, niezle z nich aparaty.
Z mniej przyjemnych spraw, to ktos mi chyba dzisiaj zakosil ze sznura z praniem 2 pary majtek i 1 pqre skarpet. Ostatecznie okarze sie jutro przy pakowaniu. Wczesniej w starciu z feralnym taksiarzem w Zahedanie zginela mi czapka. Jak tak dalej pojdzie to nie dalej jak za miesiac bede podrozowal na golasa :).