Na dworzec , a w zasadzie pod restauracje spod ktorej odjezdza autobus z Todmur do Dajr az-Zaur podrzuca mnie pomager przemilego goscia z hotelu. Po jakims czasie zjawia sie jadacy z Damaszku autobus i po krotkim postoju mozna bylo ruszac. Kolejne drogowskazy na Irak robia niezly klimat. Kolo mnie siedzi dosciu , ktory ni w zab nie umie slowa w jakim kolwiek innym jezyku niz arabski , ale za wszelka cene chce nawiazac kontakt :). Na ktoryms z przystankow dosiada sie sprzedawca lodow i tym sposobem znakomita wiekszosc pasazerow w tym ja w taki oto sposob umila sobie trudy podrozy przez pustynie. Po dotarciu do celu ruszam przez miasto by zobaczyc tutejszy wiszacy most nad Eufratem , wybudowany przez Francuzow. Dajr az-Zaur ma cos w sobie i od razu wciaga mnie w swoj wir. Niestety moja wizyta w tym miejscu ogranicz asie tylko do paru godzin. Przygnieciony plecakiem wracam w strone dworva minibusow. Po drodze wpadam do jednej z restauracji , gdzie wywoluje nie mala sensacje. Szybki posilek i przedzieram sie przez zatloczone ulice. Krok w krok za mna zmierzaja w tym samym kierunku starszy zaturbaniony koles z zona. On z reklamoweczka. Ona ledwo nadazajac z dzieckiem nareku i innymi pakunkami :). Wymieniamy jeden , dwa usmiechy , w koncu na migi pokazuje ze poszukuje dworca miokrobusow. Gosciu na to ze on tez i po paru metrach kaze mi wskakiwac w jakas dziure w plocie , ktorej w zyciu sam bym nie znalazl , a za ktora byl ow dworzec. Tutaj znowu cyrk z policja i meldunkiem . Trafiam akurat na godzine modlow , wiec na posterunku nikogo nie zastaje, za to obserwuje jak w dworcowym meczecie stloczona grupka mezczyzn modli sie. Policjant w koncu sie zjawia . Prosi o paszport. Kiedy chce mu dac ksero ktore akurat mam na wierzchu stanowczo sie sprzeciwia, wiec jestem zmuszony wydobyc pilnie strzezony orginal. Gosc wyraznie usatysfakcjonowany otwiera go i pyta mnie o imie nazwisko itd. bo nie jest w stanie odczytac tych informacji z paszortu. Kiedy formalnosci zostaly dopelnione wskakuje do busika i jade do Ar-Rakka.