W Ar-Rakka wzasadzie nic ciekawego jak dla mnie nie ma poza tym ze jest miejscem wypadowym do dwoch pobliskich rzadziej odwiedzanych przez turystiow atrakcji. Przez to ze Ar-Rakka jest niespecjalnie turystyczna nie ma tu tez za wielu tanich hotelikow , a w zasadzie jest jeden brudny, zaniedbany o cenach niewspolmiernych do oferowanego standardu. Taki obrot sprawy ma tez swoje plusy. Na miejscu nie widze ani jednej bialej twarzy , a sprzedawcy nie nauczeni przez turystow cwaniactwa sprzedaja swoje towary i uslugi po normalnych cenach i teraz tak na prwde widze co ile kosztuje.
Z ciekawostek to zauwazylem ze kobiety naterenach pustynnych ktore przemierzylem miedzy Dajr az-Zaur a AR-Rakka byly poubierane szczegolnie kolorowo, zas coniektore starsze mialy w osobliwy sposob wytatuowane twarze . Niestety nie za bardzo bylo jak spytac o znaczenie owych tatuarzy, byc moze swiadczyly o jakiejs przynaleznosci plemiennej.
Z Ar-Rakka postanawiam wyskoczyc i zobaczyc wielka zapore na Eufracie, ktora utworzyla jezioro Buhajrat al-Asad i nieodlegle ruiny zamku Kalat Dzabar. Zapora rzeczywiscie kolosalna i mocno strzezona przez wojsko. O przejsciu przez nia pieszo , czy robieniu zdjec mozna zapomniec. Za taksowke placic nie mam zamiaru i tym sposobem wojskowi z posterunku strzegacego wjazdu na tame lapia mi stopa w postaci ... taksowki , ktora jednak zmierza na drugi brzeg z jakims innym gosciem wiec ja sie zabieram przy okazji. Rozochocony takim obrotem sprawy postanawiam dotrzec stopem do ruin Kalat Dzabar i tak lapie na stopa jadaca na budowe gruszke z betonem :). Starszy dosc niezle wyluzowany z paierosem w gebie z usmiechem powital mnie na pokladzie . Ile mogl tyle mnie podwiozl po czym nasze drogi sie rozchodza, a ja kolejno lapie motocykl, mala ciezarowke , a na koniec goscia , ktory jechal wlasnie do pracy na zamek. W zasadzie celem mojej podrozy nie tyle byl zamek , ktory z opini innych za ciekawy mial nie byc co jego otoczenie. Jest on polozony na swego rodzaju cyplu wrzynajacym sie w jezioro. Musze jednak przyznac ze i to bylo taka sobie rewelacja , choc widok jeziora tak pokaznych rozmiarow , gdy nie widac momentami drugiego brzegu , majac w pamieci pustynny krajobraz je otaczajacy zmusza do refleksji jak czlowiek moze wplywac na przyrode i otoczenie. Wracam rowniez na stopa.
W drodze powrotnej decyduje sie zobaczyc jeszcze jedno miejsce . Kolejne ruiny tym razem miasta - fortecy Ar-Rusafa. Nie chcac kozystac z taksowki wynajmuje jej tansza wersje w postaci bagazowki. Na pake laduje sie jeszcze trzech gosci i przez pustynie mkniemy do ruin . Te w zasadzie nie sa do konca jeszcze odkopane, a ich rozmiary sa dosc spore. To tutaj podobno wieziono sw. Sergiusza i Bachusa. Dosc inetensywny dzien postanawiam zwienczyc konkretna uczta oczywiscie z baraniny . Potem jeszcze poszukuje internetowej kafejki i w plataninie uleczek sie gubie. Zaczepieni dwaj Syryjczycy postanawiaja mnie odprowadzic pod sam hotel . Po drodze zachaczamy do cukierni , gdzie chlopaki faszeruje mnie slodkosciami ,a pamietny sowitej kolacji prawie pekam , z drugiej strony glupio odmowic. Wreszcie docieramy pod moj watpliwej reputacji hotel na widok ktorego moi towarzysze lapia sie za glowy i szybko znikaja :).