Drogowskaz na Bagdad upewnia mnie iz autobus jedzie w dobrym kierunku , ale czy dojedzie do Palmyry juz taki pewny nie bylem , gdyz ledwo wyjechalismy z Damaszku7 , a szofer juz lezal pod autokarem i cos tam majstrowal. Po chwili jednak ruszylismy w droge. Nie przypuszczalem iz Pustynia Syryjska bedzie tak piekna. Zupelne pustkowia z jednej strony ograniczone gorami w swietle zachodzacego slonca potrafia zachwycic. W Palmyrze , a w zasadzie w Tadmur bo tak nazywa sie wyrastajaca nagle jakby spod ziemi na srodku pustyni miasto przylegle do ruin, ktore przyjechalem zobaczyc zatrzymuje sie w Palmira Al Faris Hotel, ktory z calego serca polecam. Wlasciciel, niezly gagatek goscil juz sporo Polakow to i luzno operuje takimi zwrotami jak "do you want some herbata" :) itd. Wieczorem wyskakuje zobaczyc miasteczko. Jakze inna leniwa tu atmosfera, anizeli w wielkich syryjskich miastach. Ruch na ulicach niewielki, ludzie nigdzie sie nie spiesza.
Nastepnego dnia z rana ruszam na zwiedzanie starozytnych ruin , ktorych glowna czesc to w zasadzie tzw. kolumnada, jest jeszcze teatr, swiatynie i specyficzne wieze na okolicznych pagorkach w ktorych chowano kiedys zmarlych. Krece sie po okolicy i postanawiam zajrzec do wydaje sie dawnej oazy. Czynie to troche z obawa, gdyz oaza wydawala sie na pierwszy rzut oka w gaszczu palm i drzew oliwnych zamieszkana , a nie zawsze wizyta goscia z aparatem w takich miejscach jest porzadana. Rzeczywistosc okazuje sie troche inna, bo oaza obecnie jest raczej polem uprawnym. Mimo to tu i tam jakichs miejscowych spotykam. W pewnym momencie z dachu jakiejs glinianej chaty zeskakuje jakis mlodzieniec i zaczyna mniewolac. No to sie doczekalem mi sie pomyslalo. Nic strasznego jednak nie nastapilo , a koleszaciagnal mnie do mieszkania na herbate i tak przy yerba mate, ktora jest w Palmyrze dosc popularna i wodnej fajce w milym towarzystwie troche odpoczywam. Z nowymi silami przemierzam kolejne kilometry dosc rozleglego terenu i wdrapuje sie na pobliskie zamkowe wzgorze z ktorego roztacza sie przepiekny widok na miasto i pustynie. Na koniec dnia padaja mi baterie w aparacie. Szczescie w nieszczesciu , bo wszystko najwazniejsze juz sfocilem , ale zmartwila mnie kwestia nowych baterii i to jeszcze w piatek , dzien swiateczny muzulmanow w ktory duza czesc sklepow jest pozamykana. Szczescie jednak mnie nie opuszcza i trafiam do sklepiku fotograficznego, gdzie wszystko zalatwiam , a na koniec ponownie tego dnia jestem czestowany herbata i pogawedka z wlascicielem sklepu , ktory niezle sie podobno zna z jednym z polskich archeologow , ktory co roku zjawia sie w Palmirze na 2 miesiace w celach badawczych . Na koniec dnia, co jak co ale udanego serwuje sobie mansaf - beduinska potrawe z ryzu, baraniny i orzeszkow.