W Stambule melduje sie o 3:00 nad ranem i do 6:00 kiedy zaczyna kursowac metro kimam na krzeslach poczekalni autobusowej. Zmeczenie po malu daje znac o sobie, a przede mna jeszcze jeden dosc pokazny odcinek do poknania przez cala Turcje do Syrii. Bilet relacji Stambul-Aleppo udaje mi sie wydusic za 60lir (40$), choc poczatkowa kwota miala wynosic 85lir.
Mam na tyle czasu ze jade jeszcze do centrum Stambulu zajrzec w pare starych kontow. Sniadanie przed Niebieskim Meczetem to niemal juz tradycja. Polski kabanos i rumunska bulka na tureckiej ziemi z takim widokiem smakowaly wysmienicie. W Stambule jak to w Stambule, Bosfor na swoim miejscu, Wielki bazar tez :).
Wreszcie o godzinie 14 ruszam w przeszlo dwudziestogodzinna podroz do Syrii przez Ankare. W autobusie dostaje miejsce tuz za szoferem z panoramik wiu jak mnie zapewniono :). troche tej decyzji potem pozalowalem, bo gdy przed Ankara zlapala nas sniezyca , a szofer na bilutkiej drodze wszystkich wyprzedzal lewym pasem nic sobie z tego nie robiac to troche sie wystraszylem. No nic, mimo atmosferycznych przeciwnosci bo i deszczu i sniegu i mgly w jednym kawalku w towarzystwie mlodego Turka, ktory co zajazd stawial cos slodkiego docieram nad ranem do granicznego miasta Antakya, gdzie mam przesiadke. Na dzien dobry spotykam tam polskich studentow, ktorzy tez jada do Syrii, a w Turcji studiuja w ramach Erasmusa. Fajnie sie gadalo , ale musialem pomykac bo autobus do Aleppo juz odjezdzal.